Kończący się 2022 rok dawał nikłe nadzieje na wystąpienie zjawisk ,które są charakterystyczne dla tej pory roku.Jesień też nie była za ciekawa kilka dni spędzone na Żarze i to wszystko. Zmiany te pozytywne zaczęły się dokonywać pod koniec grudnia. Wtedy Europa dostała się pod wpływ działania niżów atlantyckich w strefie działających górą prądów strumieniowych. Zapisze się to na długo temperaturami ,które jakoś nie pasowały do tej pory roku. Klimatolodzy biją na alarm bo zanotowany rekord temperatury przewyższa ten poprzedni o … 5.1 stopnia co jest przeskokiem prawie astronomicznym. Taka masa powietrza napływająca z kierunków południowych daje nadzieję na wystąpienia zjawisk orograficznych. Wszystkie te składowe zaczęły pasować do siebie więc wypadało wyruszyć do Mikulowic . Vlasta zarezerwowała strefy falowe ,a my pojawiliśmy się wieczorkiem by poskładać szybowce . Rano 28 grudnia byliśmy na starcie skąd zaczęły się loty. Pierwszy lot w tym miejscu pokazał ,że to fala . Tarmosiło na holu niesamowicie tak że resztki wybudzenie było szybkie. Po dotarciu w miejsce pierwszych rotorów wyczepienie i nabieranie wysokości.

Noszenia falowe były dość zdecydowane więc nabór wysokości był dość szybki . Rotory zostały w dole ,a my w otoczeniu chmur soczewkowatych. W tym dniu przygotowanie do takich lotów miało decydujące znaczenie bowiem pomimo dość wysokiej temperatury na ziemi tam wyżej była zupełna arktyka . Temperatury dochodziły do – 30 stopni to jeden czynnik była też duża wilgotność która objawiała się solidnym szronieniem kabiny.

Czas w takiej scenerii zupełnie inaczej biegnie zwłaszcza ,że niedosyt latania falowego był ogromny. Instalacja tlenowa działała komfort termiczny zapewniały grzejące buty i zostało delektować się widokami na zewnątrz.


Odwiedziliśmy stare sprawdzone miejscówki z Bielawą na czele ,która potrafi wygenerować solidne noszenia. Pomimo porannego startu dzień powoli zaczynał się kończyć co było widać po kolorze słońca i chmur.


Zachody słońca oglądane z tej wysokości są niesamowite zawsze to lubiałem . Dzień o tej porze roku jest niesamowicie krótki ,ale i tak szwendanie się po niebie trwało ponad 7 godz . Zachodzące słońce zmuszało powrót na ziemię .

Lądowanie o zachodzie po spędzeniu ponad 7 godz w towarzystwie cudownego zachmurzenia. To żeśmy byli już na ziemi nie kończyło teatru na niebie bowiem on trwał dalej. Wiatr dalej pohukiwał i dawał nadzieję na jutrzejszy kolejny dzień

Nocleg na lotnisku w Mikulowicach poranna pobudka bowiem to co na niebie już czekało na nas. Od samego rana widoczna ogromna soczewka dawała nadzieję na kolejny fajny dzień. Szybki start i już jesteśmy w magicznym świecie przelewającego się wiatru przez łańcuchy górskie.

Hol już spokojniejszy i po wyczepieniu szybka jazda do góry w noszeniach sięgających 4m/s . Czwartek był trochę inny z wybudowanych struktur chmur sypało śniegiem , który powodował spore ograniczanie widzialności ,ale tez ciekawe zjawiska optyczne

Noszenia sięgały wysoko trzeba było się pilnować by nie przekroczyć górnej wysokości stref falowych . Układające się pola umożliwiały dalekie rajdy wzdłuż fajnie zaznaczonych soczewek.


Efekt tego dnia to kolejne spędzenie 7 godz w rozrzedzonym powietrzu i przeleciane 535 km . Dwa dni latania złagodziło jakoś głód falowego można powiedzieć uzależnienia. Super kameralne latanie w dość wąskim gronie chyba powoli przekonałem naszego prezesa do tych lotów bo widać się nieźle wkręcił. Rysiek na swoim DG 500 pokazywał kolejnym zainteresowanym to ciekawe zjawisko od kuchni. Tak się kończył 2022 rok w otoczeniu zjawisk falowych. Rok się kończył ,ale zaczynał się kolejny.

Po wieczornym Sylwestrowym spotkaniu szybko do domu bo gdzie spędzają czas nawiedzeni piloci w Nowy Rok ?

To już drugi raz gdy udaje się sezon otworzyć w Nowy Rok w objęciach fali. Spokój na lotnisku obserwacja ptactwa które chyba też leciało w rejon noszeń falowych .

Hol spokojny silne noszenia widzialności były takie ,że na południu majaczyły zarysy Alp. Po nabraniu wysokości lot jak zwykle po Sowich w Stronę Bielawy.

To dobre miejsce do dalszego lotu. Po nabraniu wysokości do 5200 m postanowiłem odwiedzić Karkonosze. Początkowo wszystko szło dobrze lot do Wałbrzycha był bezproblemowy mając jeszcze prawie 4000 m wydawało się ,że osiągniecie rejonu Śnieżki niczym nie grozi. Jak to już nie raz pisałem teraz doświadczyłem tego ,że wszelkie obliczenia nawigacyjne można w takich warunkach schować do kąta. Ułożenie pól falowych spowodowało że wpadłem w solidne duszenie i leciałem pod wiatr prawie 80 km/h . Cały zapas wysokości sie stopił bardzo szybko , powrót był wątpliwy więc zostało lecieć do Jeleniej Góry. Ta opcja wydawała się najbezpieczniejsza w tych warunkach choć i dolot do lotniska stał pod znakiem zapytania. Przelatując nad Rudawami bardzo solidnie mnie wytrzepało co tylko uzmysławiało siłę wiatru przy ziemi. Mając w tyle głowy lądowanie w terenie w takich warunkach leciałem po Górach Kaczawskich przy których było trochę pól i pojawiał się lokalnie żagiel który przenosił mnie w okolice lotniska .

Po lądowaniu miałem jeszcze wysokie tętno choć czasu na powrót do normalnego było sporo zanim Tomek z Mikulowic do mnie przyjechał. Oczekiwanie na transport skracał Zbyszek Oborowski który był do końca i pomógł zmontować szybowiec. Pierwszy lot od paru lat gdzie start nie pokrywał się z lądowaniem. Wrażeń sporo w domu byłem grubo po północy.Tak minął Nowy Rok i pierwsza fala . Patrząc wnikliwie w prognozy wypatrzyłem kolejną możliwość polatania na fali 4 stycznia. Procedura zamówienia stref i holownika była pozytywna więc nie pozostało nic innego jak jechać. Montaż poranny szybowca po lądowaniu wcześniejszym w Jeleniej i jesteśmy na starcie. To już inny rodzaj warunków zapowiadali pod koniec dnia przejście frontu i opady ,ale cały dzień przed nami.

W tak zaznaczonej strefie rotorowej nie ma problemu określić położenia noszeń . Fajnie nosiło ciepło nie było ,ale to nie nowina . Wiatr za to był dokuczliwy bo wiał czasami do 90km/h .

Noszenia były w rejonie Pradziada ,który nawet dał się zauważyć bo w ostatnich dniach był szczelnie zakryty chmurami. W ciągu dnia chmury od zachodu zaczęły coraz gęstnieć i padający obficie śnieg poważnie ograniczał widzialność.


Dzień się kończył a strefa opadów się zbliżała więc nie pozostało nic innego jak lądować. Samo lądowanie jednak w warunkach dość trudnych z turbulencja solidną.

Podsumowując cztery dni falowe na przełomie roku złagodziło głód falowy wylatane w tych warunkach ponad 25 godz to może dobry prognostyk na kolejne wyprawy . Szybol stoi w hangarze w Mikulowicach i czeka na kolejną odsłonę .